T.S. Eliot i korepetycje z chemii
W omawianym na jednym z moich kursów tekście Tradycja i talent indywidualny (tłum. H. Pręczkowska) Eliot korzysta z ciekawej metafory chemicznej, która ma opisywać właściwy stosunek autora tekstu do tradycji:
Rozwój artysty to to bezustanne poświęcanie samego siebie i stała zagłada swojej osobowości. (…) Przez tę depersonalizację artysty sztuka zbliża się poniekąd do nauki. Zapraszam was przeto do prześledzenia uważnie, jako pewnej sugestywnej analogii, procesu, jaki zachodzi wtedy, gdy skrawek gładko wypolerowanej platyny wprowadzi się do komory napełnionej tlenem oraz dwutlenkiem siarki.
Cały tekst rozpoczyna się od rozważań definiujących tradycję jako proces twórczy, dynamiczny i trwający nieprzerwanie w Europie od Homera (nie da się ukryć, że ten tekst jest zdecydowanie europocentryczny), autor przechodzi do przedstawienia koncepcji depersonalizacji, to znaczy szczególnej postawy artysty wobec tworzonego dzieła, polegającej na wycofaniu, okiełznaniu osobistych wzruszeń (emotions) i uczuć (feelings) po to, żeby twórczy umysł mógł je przetworzyć, opracować i dopiero w takiej poddanej celowemu działaniu postaci zaprezentować w tekście literackim. Teoria depersonalizacji stała się później jedną z kluczowych inspiracji dla anglosaskiej Nowej Krytyki i formalizmu, które przeniosły postulat depersonalizacji na grunt metody czytania – postrzegania tekstu jako obiektywnego wytworu oddzielonego od autora, od jego intencji i indywidualnych przeżyć.
Zdaniem Eliota krytyka tekstu powinna polegać przede wszystkim na osadzeniu go wśród innych tekstów:
Próbowałem wykazać, doniosłe znaczenie posiada powiązanie utworu z utworami innych poetów, i wysunąłem koncepcję poezji jako całości żyjącej, która obejmuje wszystkie utwory poetyckie, kiedykolwiek napisane. Drugim aspektem tej bezosobowej teorii poezji jest stosunek utworu do autora. I posługując się analogią, rzuciłem myśl, że umysłowość dojrzałego poety polega nie na większym walorze osobowości, bo niekoniecznie jest ona bardziej interesująca i niekoniecznie ma „więcej do powiedzenia”, ale raczej na tym, że stanowi subtelniej udoskonalony ośrodek, w którym pewne szczególne czy też różnorodne uczucia mają swobodę kojarzenia się w nowe układy.
Swoją drogą, ten dystans wobec poezji opierającej się na „większym walorze osobowości” to oczywiście odwołanie do poezji romantycznej, a przy tym również do współczesnej Eliotowi twórczości, w której nurt odwołujący się do romantyzmu był bardzo silny.
I tutaj przechodzimy do wspomnianej na początku metafory chemicznej. „Dojrzały artysta” zachowuje się w procesie twórczym jak kawałek platyny użyty jako katalizator – sam nie jest częścią reakcji chemicznej, ale ją umożliwia/przyspiesza:
Narzuca się analogia z katalizatorem. Kiedy dwa wyżej wymienione gazy zmieszają się w obecności pasemka platyny, tworzą kwas siarkowy. Związek ten następuje tylko w obecności platyny; jednakże nowo powstały kwas siarkowy nie zawiera ani trochę platyny i sama platyna przy tym nie jest naruszona: pozostaje bierna, obojętna i nie zmieniona. Umysł poety jest skrawkiem platyny.
Metafora efektowna, ale czy tak jest w rzeczywistości? Sprawdźmy! Eliot odwołuje się do jednej z przemysłowych metod wytwarzania kwasu siarkowego, tzw. metody kontaktowej (contact process), opracowanej około 1830 roku przez Peregine’a Philipsa w Anglii, jednak stała się szeroko wykorzystywana dopiero później, gdy wzrosło zapotrzebowanie na kwas siarkowy, zwłaszcza w związku z wytwarzaniem barwników syntetycznych organicznych. Rzeczywiście dla efektywnego przebiegu tego procesu korzysta się z katalizatora, którego rolę pełni obecnie zwykle tlenek wanadu (V). Jest to swoją drogą drugi etap całego procesu (podczas etapu pierwszego wytwarza się dwutlenek siarki). Jednak w tym miejscu Eliot popełnia błąd, ponieważ z połączenia dwutlenku siarki i tlenu jako żywo jeszcze nie powstanie kwas:
2 SO_2 + O_2 \xrightarrow[]{platyna} 2SO_3
Efektem tej reakcji będzie dopiero tritlenek siarki, który dopiero trzeba poddać dalszym reakcjom. Np. dodając wodę:
SO_3 + H_2O \rightarrow H_2SO_4
Minusem takiego rozwiązania jest jednak wysoka temperatura towarzysząca temu procesowi. Dlatego obecnie wykorzystuje się raczej zagęszczony kwas siarkowy.
OK, na tym lepiej skończę, bo o wiele lepiej znam się na literaturze niż na chemii 😉 Ale przytyk do niewiedzy Eliota ma dla mnie przede wszystkim takie znaczenie, by uważać w tekstach humanistycznych na zbyt swobodne korzystanie z narzędzi nauk ścisłych… (i vice versa) Gdyby komuś z czytających zdarzyło się znaleźć błąd również w moim powyższym komentarzu, piszcie!
A może dałoby się uratować koncepcję Eliota i pociągnąć tę metaforę dalej, uwzględniając całość procesu? Jeśli kogoś ta metoda interesuje w całości, może ją poznać w przystępnej postaci np. tutaj:
PS.
Kolejną nieścisłością, której nie można już przypisać Eliotowi, ale polskiemu wydawcy, jest data pierwodruku podana przy tekście. Polskie wydanie podaje 1917, w rzeczywistości autor Ziemi jałowej opublikował swój artykuł w czasopiśmie „The Egoist” (którego redaktorem został właśnie w roku 1917, być może stąd ten błąd) w roku 1919. Tutaj można zobaczyć to pierwotne wydanie: https://www.bl.uk/collection-items/tradition-and-individual-talent-by-t-s-eliot. W 1917 ukazał się za to debiut Eliota, Prufrock i inne obserwacje.
Grafika: Photo by Alex Kondratiev on Unsplash
Wydaje mi się, że jeżeli nieścisłość nie uniemożliwia zrozumienia istoty metafory, to nie stanowi większego problemu z perspektywy odbiorcy. Natomiast gorzej, jeśli ktoś ufny uzna, że ta metafora nabiera sensu i istotności, skoro osadzona jest w empirycznym procesie, bo tu się pojawiają pytania o etykę tekstu. Nie wiem nawet, czy ktos zwracał na to uwagę w sumie, bo w „Modnych bzdurach” raczej się tym nie przejmowali, zajęci dissowaniem Lacana xd
„Modne bzdury” były tak zajęte jechaniem po postmodernie, że przeoczyły biednego Eliota xd