„Halibut na księżycu” i inne książki o depresji
Po opublikowaniu w „Miesięczniku Znak” tekstu o Halibucie na księżycu zacząłem zastanawiać się, ile książek o depresji przeszło już przez moje ręce i oczy (oraz uszy, ponieważ jestem zapalonym słuchaczem audiobooków). Pewnie wiele osób ma podobne doświadczenie, bo ta choroba od dawna jest „opracowywana” przez kulturę i nawiązuje do niej wiele literackich/filmowych/growych figur, tematów czy motywów. Opisuję tutaj kilka (zaledwie) przykładów książek, w których depresja zaznaczyła swoją obecność. Robię to trochę dla zainteresowanych, ale też trochę dla siebie – żeby wywołać z pamięci wrażenie, jakie zrobiły na mnie podczas lektury.
Wystarczy wspomnieć, w jak wielu formach i pod jak wieloma imionami występuje w tekstach literackich depresja. Jest ich mnóstwo: melancholia, spleen, „przyducha” (to tytuł powieści Macieja Piotra Prusa), „mdłości” (tutaj kłania się Jean-Paul Sartre), nieokreślone i powszechne poczucie beznadziei, które wyżera bohaterów i bohaterki od środka, jak dzieje się w Ościach Ignacego Karpowicza – i wiele wiele innych. Każda z tych kreacji wydobywa trochę inną barwę depresyjnego spektrum.
Tematyka to wyjątkowa również dlatego, że choroba dramatycznie „zszywa” się ze współczesnym światem. Ale z tego samego powodu warto przynajmniej czasem po te książki sięgnąć – żeby zrozumieć bardziej własną chorobę czy też by bardziej widzialne stały się doświadczenia otaczających nas ludzi. Albo po to, żeby przekonać się, jak różne bywają podejścia do tego tematu. W literaturze współczesnej depresja na pewno nabiera nieco innego charakteru niż bywało to kiedyś. Najogólniej mówiąc, częściej występuje właśnie jako choroba, mająca swoje jak najbardziej cielesne podstawy i kontekst społeczny. Częściej przedstawia się ją jako konsekwencję długiego życia w szkodliwych warunkach (na przykład w toksycznej rodzinie/społeczeństwie jak w Absolutnej amnezji Izabeli Filipiak) niż jako wynik pojedynczej traumy czy nieokreślonej „skazy”. Konwencjonalnie depresję/melancholię obrazowano jako coś przychodzącego „z innego świata”, jako przerost wyobraźni, potrzeb duchowych czy intelektu. Współcześnie literatura coraz częściej przedstawia jej pochodzenie jako coś zupełnie ziemskiego i powszedniego (to znaczy też – powszechnego), dotykając tematów społecznych i politycznych, analizując sprzężenia depresji i przyspieszającego kapitalizmu.
Poniżej znajdziecie kilka książek o depresji, po które warto sięgnąć:
1. Anna Morawska, Twarze depresji
Zaletą tej książki nie jest na pewno strona artystyczna, ale chodzi w niej o inną stawkę – o widzialność osób zmagających się z depresją i dostrzeżenie, jak powszechne jest to zjawisko. Tytułowe „twarze” to znane osoby, które zgodziły się opowiedzieć o swoich przeżyciach. Publikacja tej książki jest częścią superpotrzebnej akcji społecznej https://twarzedepresji.pl/. Jak podsumowuje opis książki:
Depresja nie jest wymysłem gwiazd z pierwszych stron gazet. To choroba, która może dotknąć każdego. Depresja stygmatyzuje, więc mało kto przyznaje się do niej otwarcie, choć cierpi na nią co dziesiąty Polak.
Nieco więcej napisałem o tej książce w recenzji:
2. Natalia Fiedorczuk-Cieślak, Jak pokochać centra handlowe
Depresja po narodzinach dziecka – to temat srodze niewygodny w kulturze, w której macierzyństwo prezentuje się jako nieuchronne i ostateczne spełnienie dla kobiety. Tym razem książkę z czystym sercem polecam również z powodu literacko-artystycznych walorów.
Przy okazji można sięgnąć po dawniejszy tekst, który demitologizuje macierzyństwo – opowiadanie Przymierze z dzieckiem Marii Kuncewiczowej, po którego publikacji Autorka musiała zmierzyć się z krytyką ze strony zgorszonych rodaków.
3. Wit Szostak, Fuga
Tak, Wit Szostak to jeden z moich ulubionych pisarzy i nie zanosi się, by miało być inaczej. Nawet mimo tego, że znalazłem kilka powodów do krytyki jego ostatniej książki.
4. David Vann, Legenda o samobójstwie
To wcześniejsza książka Davida Vanna, autora recenzowanego przeze mnie ostatnio Halibuta na księżycu. I to książka jeszcze lepsza – tym razem nie ma tutaj jednej historii, ale konstelacja opowiadań, krążących wokół smutku i relacji z najbliższymi. Problemy bohaterów są „wykładane” w subtelniejszy i bardziej zniuansowany sposób – w Halibucie to głównie „bohater vs reszta świata”, a Legenda wprowadza ciekawsze i liczniejsze punkty odniesienia.
5. Olga Hund, Psy ras drobnych
To jedna z moich ulubionych książek z ostatnich lat i cieszę się, że stała się nagradzanym bestsellerem. Psy ras drobnych składają się z fragmentów-urywków, w których główna bohaterka („(…) pacjentka (lat 28) depresyjna, bezczynna, zalegająca w łóżku, wycofana z relacji towarzyskich, przyjęta do szpitala psychiatrycznego z powodu pogarszania się stanu psychicznego i nadużywania leków(…)) przedstawia własną chorobę i rzeczywistość szpitala psychiatrycznego. W dodatku robi to tak błyskotliwie i ironicznie, że wystawia niczego nie podejrzewającą czytelniczkę na ciosy hardej rzeczywistości, z którą osoba poddawana terapii w szpitalu styka się codziennie. Ten efekt zdumiewa tym bardziej, że opowieść co chwilę dryfuje w strony lynchowskiego oniryzmu.
Po przeczytaniu „Psów ras drobnych” wątły stan opieki zdrowotnej uwiera na pewno stokrotnie bardziej. Jeśli z wszystkich tych książek musicie wybrać tylko jedną, to mój wewnętrzny krytyk literacki z całych sił krzyczy, byście wybrali właśnie tę.
Grafika do wpisu: Edgar Degas, Melancholia (1874)