Radek Rak i krytyka kłączasta

petshopboi

Wczorajsze wystąpienie na zebraniu naszej katedry było dla mnie 1) ogromnym źródłem stresu, 2) jeszcze większym źródłem satysfakcji. Mówiłem o Radku Raku w kontekście posthumanizmu, a z późniejszej dyskusji do moich obserwacji doszło mnóstwo nowych spostrzeżeń – za co jestem ogromnie wdzięczny wszystkim mówiącym i dyskutującym ❤

W książce Raka zastanowił mnie między innymi problem krytycznego wymiaru tej opowieści. Czy da się powiedzieć, że „Baśń o wężowym sercu” proponuje jakąś alternatywę dla stosunków międzyludzkich? Czy, mówiąc po krytycznemu, jest w jakiś sposób postulatywna? Przecież rozmija się z wyobrażeniami o emancypacji jako o wzmacnianiu tych, których osłabiają systemowe niesprawiedliwości. W referacie wspomniałem stylistyczne podobieństwo do filmów Tarantino, poruszających bolesne i zakorzenione głęboko w historii problemy Ameryki, takich jak Nienawistna ósemka, Django czy nawet ostatni film Pewnego razu w Hollywood. Ale nawet tam bezsilni zostają upodmiotowieni, mają okazję do skutecznej zemsty i odkręcenia historii. U Raka jest inaczej – rabacja wybucha jakoby wbrew chłopom („chłopskim królem” jest tak naprawdę pan w nie-swoim ciele), a kiedy przestaje być na rękę austriackim władzom, zaborcy ucinają ją szybko i boleśnie. Trudno o bardziej negatywną wizję – chłopi w tej książce nie są zdolni do samodzielnego działania, nie mają cienia sprawczości, nic od nich nie zależy. Czy Baśń byłaby zatem emancypacyjnym demotywatorem?

Moim zdaniem nie – ale korzysta z nieoczywistego trybu krytyki, którą, nawiązując do Gillesa Deleuze’a, nazywam krytyką rizomatyczną (jak to najładniej powiedzieć po polsku? Krytyką kłączastą?). Tak napisałem w swojej pracy:

 „Molekularne odchylenie” odmienionego Wiktoryna (dobroć okazywana chłopom w szczególnych sytuacjach, unikanie wielkopańskiego zepsucia) jest zatem zbyt słabe i ulega w końcu molarnym układom – a Wiktoryn zostaje strawiony przez rewolucję. W tym samym czasie zajmujący jego ciało szlachcic ulega wpływom politycznych manipulacji, skutecznie osiągając swoje cele, porządkując swoje życie i doprowadzając do powstania chłopów. Dzięki temu ciekawemu zabiegowi Rak pokazuje chłopów jako jeszcze bardziej bezradnych, a szlachtę jeszcze wyraźniej jako panów swojego losu – co wpisuje się w obraz zniewolenia i nierówności, tym razem w odniesieniu do etycznego kapitału, jakim jest sprawczość. Powrotem do tego stanu rzeczy, po chwilowym zrywie, jest zakończenie rewolucji, które powieść opisuje ostentacyjnie skrótowo. Frustracja szlachcica w ciele Szeli obraca się przeciwko samym panom, dochodzi do wybuchu, a następująca po nim reakcja sprawia, że wszystko wraca do stanu poprzedniego. To paradoksalna, ale uwypuklająca posthumanistyczną kondycję konstrukcja: w świecie Baśni o wężowym sercu zmiana przychodzi wyłącznie z zewnątrz[1], ale jednocześnie składają się na nią nieprzeliczone mikroprocesy, które skutkują „wydarzeniami”[2], zaburzającymi trwanie układów i struktur.

To wszystko sprawia, że zwolennicy wyraźnych literackich manifestów i otwartego restytuowania sprawczości wykluczonych mogą poczuć się zawiedzeni – gdyż książka nie dostarcza pocieszenia, że chłopi mogliby sami doprowadzić do trwałych zmian społecznych. Jednak moim zdaniem Rak prezentuje tym samym coś, co można nazwać „krytyką rizomatyczną”, która zamiast wchodzić w dialektykę czarnej i białej legendy, woli wydobywać złożoność zjawisk, ich wewnętrzne skomplikowanie i chaotyczność. W tym sensie byłaby historią nieantropocentryczną, skupioną nie na „panach” czy „chamach” (grupach i tak stanowiących część innych procesów, a przy tym heterogenicznych samych w sobie), ale na świecie skomplikowanych nie-ludzkich zależności, obejmujących przyrodę, to, co nie-żywe, fantazmaty, mitologie, a nawet język wymuszający wyobrażenia o świecie. Jaki potencjał krytyczny tym samym stwarza? Na przykład możliwość empatii, afirmacyjnego zatrzymania się nad afektami rodzącymi się w konfrontacji z bytami należącymi do tego różnorodnego uniwersum – i w ten sposób być może krytyczne nazwanie problemów własnej współczesności odbiorcy oraz wyobrażenie sobie alternatyw. Również i ten element: krytykę poprzez ukazanie złożoności i apelowanie do empatycznych możliwości lektury, określiłbym jako charakterystyczny dla nurtu ekopoetyki i pojawia się on również w tekstach Olgi Tokarczuk


[1] Por. komentarz Raka z wywiadu z D. Wodecką: „– Kóba, szczególnie ten z pierwszej części, nie ma na swoje życie wpływu. Nic nie jest w stanie zdziałać sam, potrzebuje pomocy z zewnątrz – czy to kajzera, czy Króla Węży. Nic nie jest w stanie jego losu zmienić, bo jest silnie zdeterminowany – od narodzin po grób. Na wielu etapach towarzyszyło mi podobne przeświadczenie. Sądziłem, że musi zadziałać z zewnątrz jakaś siła, bym mógł coś w nim zmienić.

Odczuwałem rozdźwięk między tym, że nic od niego nie zależy, a tym, że obrósł legendami. Legendy to wprawdzie wyolbrzymione, bo mimo że Szela stworzył minipaństewko w Dolinie Wisłoki, to nie był żadnym chłopskim królem czy kimś, kto tkał pajęczą intrygę” (D. Wodecka i R. Rak, „„Byłem gnojony. Mówmy o przemocy w szkole tak, jak mówimy o nadużyciach w Kościele””, op. cit.).

[2] Por. G. Deleuze, Logika sensu, tłum. G. Wilczyński, Warszawa 2011, s. 206.

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze