Krytycznie o krytycznym posthumanizmie

petshopboi

Posthumanizmu w badaniach humanistycznych nie brakuje. Według Google Scholar w tym momencie odwołuje się do niego okrągłe 1250 prac naukowych w języku polskich. Sam często korzystam z tego kierunku badań (jak w ostatnim artykule o Radku Raku) i omawiam posthumanistyczne teksty na uniwersyteckich zajęciach. Wiele wyniosłem też ze szkoły letniej, poświęconej etyce, cierpieniu i emocjom, zorganizowanej w Utrechcie pod skrzydłami prof. Rosi Braidotti – i byłem pod wielkim wrażeniem jej przebojowej osobowości. Pomysły Braidotti miały ogromne znaczenie dla mojej rozprawy doktorskiej. Zatem: cała naprzód na posthumanizm? Ceniąc go i obserwując urodzaj badawczy, widzę również jego ograniczenia.

Świat niejednej prędkości

Braidotti wskazuje na trzy główne źródła swojego stanowiska. Odwołuje się do:

poststrukturalizmu, feministycznego antyuniwersalizmu oraz antykolonialnej fenomenologii Frantza Fanona i jego nauczyciela Aimé Césaire’a. Wspólną cechą tych trzech perspektyw jest konsekwentne dążenie do rozwinięcia wszystkich implikacji posthumanizmu dla naszego rozumienia ludzkiego podmiotu oraz człowieczeństwa jako takiego.
Prace teoretyków postkolonialnych i teoretyków rasy stanowią przykład usytuowanego, a zarazem kosmopolitycznego posthumanizmu, czerpiącego tak z tradycji europejskiej, jak i z niezachodnich źródeł inspiracji etycznej i intelektualnej.

(R. Braidotti, „Po człowieku”, tłum. Joanna Bednarek, Agnieszka Kowalczyk, rozdz. „Posthumanizm krytyczny”)

Jak na nurt inkluzywny wobec „niezachodnich źródeł inspiracji etycznej i intelektualnej”, posthumanizm w wersji Braidotti jest zaskakująco… zachodni. Opisuje świat jako scenę procesów charakterystycznych dla późnego kapitalizmu – m.in. wyzysku przyrody, przyśpieszenia, cyborgizacji i sekularyzacji (przy czym wspaniałomyślnie znajduje miejsce dla myślenia religijnego). Traktuje świat jako spełnioną „globalną wioskę”, która ma wspólną historię i wspólne wyzwania w obliczu tej posthumanistycznej fazy kapitalocenu. Wymienia trzy główne kierunki „stawania się” jako sposoby przepracowywania humanistycznego dziedzictwa (obciążenia?):

  1. Stawanie-się-zwierzęciem
  2. Stawanie-się-ziemią
  3. Stawanie-się-maszyną

Zwierzę, ziemia, maszyna – to z pewnością wielkie, kryzysowe i ważne obszary współczesnej refleksji krytycznej. Jednocześnie ograniczanie się do tej trójcy to ogromne uproszczenie. Nie da się też całej planetarnej rzeczywistości określić jako „posthumanistycznej” w znaczeniu jednolitego pola problemowego. Rzeczywistości miliardów ludzi i gatunków, problemów społeczeństw i skomplikowanych relacji ludzi i innych organizmów/bytów nie da się ująć przekonująco w ramy, które iście po heglowsku starają się uogólnić moment dziejowy i jego Ducha (a Hegla tutaj nie brakuje: choćby w triadzie humanizm/antyhumanizm —> posthumanizm). Chociaż więc Braidotti deklaruje materializm, obierając sobie za patronów Deleuze’a, Guattariego i Spinozę, to właśnie z materialistycznym „wewnętrznym Innym” ma problem.

Więcej materializmu w materializmie

Posthumanizm krytyczny, definiując ograniczone jak wyżej, uniwersalne pole zagadnień, maskuje lwią część dzisiejszych problemów. Wypycha z teoretycznej świadomości m.in. takie procesy:

  1. Wraz z przejściem cywilizacji i kultury w stan posthumanistyczny problemy ekonomiczne nie tylko nie straciły na znaczeniu, ale pogłębiają się. Kapitalizm przyspiesza, tworząc molarne i molekularne (rozróżnienie, do którego Braidotti lubi wracać) struktury nierówności, ukrywając swoje działanie i pogłębiając dystans posiadających od wyzyskiwanych.
  2. Kapitalizm z powodzeniem utrzymuje przestrzenie odcięte od posthumanistycznego, cybernetycznego i maszynowego przyspieszenia, borykające się raczej z takimi „humanistycznymi” problemami jak niskie zarobki, skrajnie niesprawiedliwy podział dóbr, problemy z dostępem do podstawowych usług publicznych czy ogromny udział religii w zarządzaniu kapitałem materialnym i symbolicznym. Ogromna cześć świata boryka się z problemami charakterystycznymi dla społeczeństwa tradycyjnego / industrialnego.

Zadziwiające, że ze wszystkich kategorii krytycznych przywoływanych przez Braidotti, najmniej miejsca poświęca ona klasie – bez której nie da się sensownie rozwijać krytyki np. relacji społecznych w Polsce (i szerzej: w krytyki w jakikolwiek sposób zlokalizowanej, osadzonej w konkretnym miejscu i czasie). Nie znaczy to, że klasa się nie pojawia, ale przeważnie ląduje na końcu rozmaitych wyliczeń i wyraźnie nie jest przedmiotem zainteresowania badaczki na równi z innymi obszarami. Widać to na przykład gdy przestawia dotychczasowy wzorzec humanizmu:

Feministki takie jak Luce Irigaray zwróciły naszą uwagę na to, że pozornie abstrakcyjny ideał Człowieka jako symbolu klasycznego humanizmu to zdecydowanie męski egzemplarz gatunku – nie tyle Człowiek, co Mężczyzna. Co więcej, jest on biały, pochodzenia europejskiego, przystojny i sprawny. Niewiele można wydedukować na temat jego seksualności, choć seksualność jego twórcy, Leonarda da Vinci, otaczają niezliczone domysły.

Tamże, rozdz. „Posthumanizm: życie poza ja”
Strategiczny kotek witruwiański dla atencji

Braidotti zwraca zatem uwagę na gatunek, płeć, pochodzenie, kolor skóry, nawet kondycję. Wspomina też seksualność. Czy jednak wzorcowy Człowiek Zachodu nie jest również zamożny? Oczywiście, że tak – i przeoczenie tego faktu sprawia, że krytyka posthumanistyczna nierzadko prześlizguje się nad stanem i relacjami posiadania.

Śledzę uważnie rozwój tego nurtu i nie wiem, jaka będzie jego przyszłość. Ale jestem pewien, że potencjał posthumanizmu będzie niewielki bez uwzględnienia elementów ekonomicznych, nierówności społecznych i konfliktu między grupami dysponującymi nierównym kapitałem ekonomicznym. Innymi słowy: bez spotkania w jakiejś formie z marksizmem (któremu z kolei może zaoferować np. przepracowanie swojej ontologii i pozbycie się antropocentryzmu). A nawet więcej – będzie reprodukował wykluczenie: 1) omijając interesy grup, jednostek, czy postaci bezosobowego życia (które Braidotti określa jako zoe), wyalienowane z uwagi na kapitał; 2) pokazując, że nawet posiadanie przed sobą określonych problemów, „agenda wyzwań”, jest kwestią klasową…

Do czego przydaje się posthumanizm?

Ten znaczący „tik”, pomijanie wątków ekonomicznych, osłabia nawet największy dla mnie walor* posthumanizmu – który dąży do rozstania się z figurą indywidualnego podmiotu:

Figuracja jest formą alternatywnej reprezentacji podmiotu jako dynamicznego niejednolitego bytu; to teatralizacja procesów stawania-się. Procesy te zakładają, że formacja podmiotowa zachodzi w przestrzeni pomiędzy (in-between) naturą/technologią, mężczyzną/kobietą, czarnym/białym, lokalnym/globalnym, teraźniejszością/przeszłością – czyli w przestrzeniach, które upłynniają i łączą te pary binarnych opozycji. Owe stany „pomiędzy” umykają ugruntowanym sposobom teoretycznej reprezentacji – opierają się na zygzakowatym ruchu (zigzagging); nie są ani linearne, ani zorientowane na proces, ani też zbudowane wyłącznie na podstawie pojęć. Krytyka i kreatywność aktualizują praktykę postaci pojęciowych czy figuracji jako aktywną pogoń za afirmatywnymi alternatywami względem dominującej wizji podmiotu.

(rozdz. „Postludzka humanistyka: życie poza teorią”)

Kreatywność w tworzeniu nowych form podmiotowości? Jak najbardziej! Ale omijając klasę wśród binarnych opozycji, które alternatywne figuracje mają przełamywać, posthumanizm odchodzi od deklarowanego materializmu** — nie dostrzega faktu, że produkcja tożsamości, „wytwarzanie siebie” przez indywidualne życie to również rodzaj pracy. A praca ta niestety podlega dzisiaj przyspieszającemu wyzyskowi. Konsekwentna materializacja pojęć tożsamościowych wydaje mi się najciekawszą do zagospodarowania niszą, na którą posthumanizm naprowadza niechcący – niedosytem, który wywołuje.

Poszukiwanie alternatywnych postaci życia nieosobowego czy nawet alternatywnych dróg upodmiotowienia, bez pomijania napięć płynących z wyzysku klasowego, z ekonomicznego upodrzędnienia. Wymyślanie postaci „ja”/„my”/„to” (albo coś pomiędzy/poza), które będą bardziej nadawać się do przeżywania czasów prekariatu – wymyślanie figur śmieciowych (jak śmieciowe są umowy), niespójnych (jak niespójne są obietnice społecznych liderów), surfujących po powierzchni (jak powierzchniowy jest język codziennej dyskomunikacji) i wypełnionych gniewem (ten afekt spektakularnie dochodzi do głosu jako część naszego „pomiędzy”).

Zastanawiam się: czy nie o te właśnie obszary zahacza część współczesnej polskiej poezji? Słuchając dyskusji „Wiersze w dobie antropocenu”, prowadzonej przez Martę Koronkiewicz i Pawła Kaczmarskiego-Koronkiewicza, miałem wrażenie, że wypowiedzi Kacpra Bartczaka i Radosława Jurczaka potwierdzałyby tę intuicję


* Ten wątek posthumanizm szczęśliwie przejął z myśli Deleuze’a & Guattariego, która o wiele bardziej świadomie podchodzi do nierówności klasowych i relacji z marksizmem.

** Marksizm robi podobnie (choć ma to inne konsekwencje – chodzi tu o zauważenie problemu, nie o symetryzm), stawiając problematykę tożsamościową contra kwestie ekonomiczne. Tak jakby tożsamość nie była czymś materialnym, a byt wciąż trzeba było przeciwstawiać niematerialnej świadomości.

Grafika wyróżniająca post: By Marina19842001& – Own work, CC BY-SA 4.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=65932989

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze